poniedziałek, 24 czerwca 2013

Who am I to disagree?


Kolejny raz kasuję ten post i piszę go od początku. Nie wiem, jak zacząć, o czym mówić. Ciężko jest wrócić do blogowania po trzyletniej przerwie i zaczynać od początku. Kolejny raz wracam, mimo że tak naprawdę nie wiem, czy mi to pomaga, czy tylko pogarsza sytuację... Bo w pisaniu jest coś, co wciąż na nowo mnie przyciąga i intryguje.


Nie po raz pierwszy próbuję zerwać ze światem, który wciąż mnie niszczy. Moje środowisko skażone jest depresją, cierpieniem i bólem. Nieustanna walka o siebie, walka z myślami o wyzwoleniu się śmiercią od tego wszystkiego. Nieustanna walka przede wszystkim o ludzi, których poznałam w ciągu tych lat, i z którymi w jakiś sposób emocjonalnie się związałam, próby pomocy im, a drugoplanowo - sobie...

Droga, którą poszłam, to prosta droga do autodestrukcji, teraz to wiem. Ludzie, muzyka, światopogląd - wszystko to co kocham, jest dla mnie niszczące, bo zbyt mocno w to weszłam. Myślałam, że skoro już to sobie uświadomiłam, najtrudniejsze za mną. Że teraz wystarczy tylko zrobić jeden mały krok... w każdy możliwy sposób odciąć się od tamtego świata. Świata, który sprawił, że każdego dnia umieram coraz bardziej. Może nie rozstawać się z przyjaciółmi i muzyką, ale ograniczyć to do zdrowych dla mnie proporcji. Miałam plan, wszystko było na dobrej drodze, w pierwszej chwili wydawało się tak proste...
Myliłam się, tak bardzo się myliłam.

Nie wiem teraz, kim jestem. Rozerwana między dwoma światami, zastanawiam się nieustannie, która z nas to ja, a która to tylko alter ego. Którą mnie wykreował świat, która ja jestem prawdziwa? A jeśli mam cechy obu, jak połączyć cechy dwóch skrajności w jedność, a potem żyć w zgodzie z samą sobą?... 

Tak łatwo było mi wyłączyć uczucia w momencie, gdy jest tak źle, że wiem, nie poradzę sobie sama. Wiem, że obok siebie nie mam osoby, która mogłaby raz na zawsze pomóc mi się odnaleźć. Teraz mam wokół siebie wspaniałych ludzi, którzy wspierają mnie i pomagają mi utrzymać się na powierzchni wody. Ale w ten sposób mogę tylko przez jakiś czas nie tonąć. Do czasu, kiedy nie będą już mieli siły mnie trzymać i odejdą dla własnego dobra... I czekam, wciąż czekam na kogoś, kto mnie wyciągnie z tej wody raz na zawsze i będzie potrafił na nowo rozpalić we mnie zagubione emocje, bo sama nie chcę... i nie umiem ich włączyć.

Cały czas krzyczę bez słów, błagam o pomoc, ale nikt nie słyszy...



" Sweet dreams are made of this... Who am I to disagree?"